Kazanie ks. bpa E. Dajczaka
Dzisiaj po południu wyjeżdżałem z Zielonej Góry. Po drodze czytałem książkę Rozmowy z księdzem Twardowskim.
Ja tajemnicę lubię... są czymś co mnie przerasta... czego nie rozumiem. Gdybym je pojął świat stałby się nieciekawy, ciasny. Śmierć jest niepojęta, ale narodziny są też niepojęte. Wiara jest ślepym zaufaniem Bogu.
Po kilkudziesięciu kilometrach spotkałem młodą mamę, która z błyszczącymi oczami mówiła mi, że dzisiaj to jest możliwe - widziała swoje kilkumilimetrowe dziecko. I z rozpaloną twarzą mówiła pokazał mi lekarz - patrz pani to jest serce - już bije. W tym kościele jest martwe ciało... między tym pierwszym zabiciem serca, a tą chwilą którą przeżywamy jest cała przestrzeń życia. Każdy z nas może powiedzieć mojego życia. Jedynego i niepowtarzalnego. Życia, w którym jeżeli mam żyć tak jak chciał nam to pokazać i pokazał Jezus, trzeba próbować odnaleźć te wszystkie ślady i znaki. W. Stinilsen napisał książkę Ja nie umieram. Wstępuję w życie. To co chciał Jezus zrobić-To nauczyć nas takiego życia. Jak On Żył. A więc też i takiego umierania jak On.
Nie radzimy sobie z tajemnicą życia. Bardzo nie radzimy. I dlatego z tymi dwoma momentami, które są decydujące z początkiem życia i ze śmiercią nie radzimy sobie wcale. Generalnie nie umiemy uznać - zbyt wielu nas nie umie uznać - piękna zaistnienia. Ale też poraża nas finał więc wielu żyje tak jakby wszyscy mieli umrzeć tylko nie on. Egoizm zawsze zamaże przestrzeń, w której się człowiek porusza. Zawsze tak jest więc albo się nie mówi, że ludzie umierają, albo się banalizuje i ze śmierci zrobiło to co w filmach zrobiliśmy - trochę mocniejsze przeżycie. Co to ma wspólnego z tym, że ktoś trzyma kogoś za rękę, że uczestniczy w misterium przejścia co to ma wspólnego z takim życiem, w którym się wie, że się przechodzi.
Moja ostatnia rozmowa ze śp. księdzem infułatem była po jego imieninach 15-tego lipca spóźniłem się... nie było mnie, ale to szczęście bo siedzieliśmy w jego pokoju i można było spokojnie rozmawiać uderzało mnie to, że miał masę planów, że wszystkim żył, że rozmawiał o tym jak dzisiaj być księdzem i rozmawialiśmy o seminarium i o tym jak to zrobić by ci, co tam wyrastają księżmi byli. Rozmawiał o tym, że trzeba by coś zrobić z własnym organizmem żeby jeszcze popracować. Po czym z takim samym spokojem mówił przecież ja odchodzę. Nie widziałem różnicy w barwie głosu. W tym jego stylu spokojnego rozważania, że się idzie do Pana Jezusa. To do chwil żyje się, pracuje coś trzeba zrobić. Wszystko jest ważne. I ta świadomość, że się przecież przekracza granicę. Mnie osobiście - dla mnie osobiście - to była ostatnia jego lekcja za życia przed tą, którą dzisiaj przeżywamy. Umierać jak Jezus. Żyć jak Jezus. I umierać jak Jezus. A w nim widać niezwykły dystans do śmierci. Do czyjejść też. Kiedy można by tak powiedzieć po ludzku bez wysiłku przywracał Życie. „Mówię ci wstań”, „Łazarzu wyjdź”. Ale kiedy przyszedł Jego czas. Z równym z równą wolnością wobec misterium śmierci. Tak... z wolnością. Kiedy się Judaszowi wydawało, że Go sprzedaje, że coś rozwiązuje i zamyka, to On wtedy powiedział - Syn Człowieczy teraz został otoczony chwałą. A w Nim Bóg został otoczony chwałą. My jego uczniowie jesteśmy powołani do tego, żeby tak żyć. I tak odchodzić. Przecież jak On, jak Chrystus.
Paweł apostoł będzie ciągle mówił „W Nim przez Niego ciągle tak samo”. W taki sam sposób - Krzyż. Chciałem żebyś dzisiaj, żebyśmy dzisiaj razem tutaj zobaczyli Jezusa. Kiedy odchodząc mówi. Tak jak się mówi w pełnej miłości - Oddaję w twoje ręce Ojcze moje życie. Myślę, że warto i że tak trzeba było żeby w ten wieczór przy ciele księdza infułata, i wierzymy jego obecności w świętych obcowaniu, te słowa zabrzmiały.
Ponieważ mnie jeszcze brzmią w uszach jego słowa. Kiedy mówiliśmy o śmierci, że to tak jest, że to tak się przechodzi. I że tak jak Pan Jezus przeszedł - my powinniśmy. Więc może trzeba przywołać te słowa kiedy stoimy - kiedy nam smutno. Wielu smutno. Syn jest zawsze gotów podać się woli Ojca. I ofiarować siebie. Jak to się robi? Wiemy, że nie jesteśmy ni panami życia ni panami śmierci. Zawierzyć Bogu to jest problem. Czasem nasz problem. Ale chciałbym siostry i bracia żebyśmy dzisiaj patrzyli na tę drogę życia poprzez śmierć. Ona nie musi być porażająca... nigdy. Jest bolesna. Tak ale nie musi być.
Wielu z nas odkrywa... dopiero w śmierci. Właściwie zawsze do końca odczytujemy czyjąś wartość. Czasem tak się popularnie mówi, że ludzie po śmierci. A to ktoś umarł a to się tak mówi - nieprawda. To dopiero w śmierci widać, że ktoś jest niezastępowalny. Że był i nigdy już kogoś takiego nie będzie. Może być ktoś lepszy-gorszy nigdy kogoś takiego na tej ziemi nie będzie. I wtedy wraca wszystko co przeżyliśmy. Wracają spotkania, słowa, myśli gesty wszystko wraca. Więc jest też śmierć momentem by kogoś poznać. Rozpoznać wartość. Czegoś się nauczyć. Jak się nie patrzy zbyt banalnie albo rozpaczliwie.
W Chrystusie ani jedno ani drugie choć po ludzku ciągle bolesne. Przecież zawsze to boli. Nie można popatrzeć dzisiaj na życie człowieka kiedy przed nami jest ciało człowieka kapłana. Nie można nie patrzeć z perspektywy Krzyża i Ołtarza. Kardynał Jen Wan Tułan, który odprawiał Msze św. w więzieniu w Wietnamie pośród gehenny zostawił Kościołowi przełomu tysiącleci takie piękne świadectwo. Kiedy opisał jak odprawiał swoją mszę św. A w tym opisie jest coś bardzo ważnego. Mówił-pisał tak. Codziennie w mojej wielkiej radości, codziennie używałem trzech kropel wina i kropli wody ukrytej w dłoni i odprawiałem mszę św. To był mój ołtarz, to była moja katedra. To było prawdziwe lekarstwo dla duszy i ciała. Za każdym razem miałem sposobność wyciągnięcia ramion i przybicia się wraz z Jezusem do Krzyża. Picia wraz z Nim najbardziej gorzkiego kielicha. Każdego dnia odmawiając słowa konsekracji z całego swego serca i z całej duszy poprzez jego krew zmieszaną z moją. Potwierdzałem na nowo PRZYMIERZE WIECZNE między mną i Jezusem.
Przecież za chwilę to zrobimy. Dokładnie to samo. W innej scenerii, ale to samo. Ostatni list Ojca św. do kapłanów to tytuł słowa ustanowienia Eucharystii formułą Życia. „Bierzcie i jedzcie to moje Ciało to - Ja i czyńcie to na moją pamiątkę”. Ojciec święty napisał nie można tych słów tylko wypowiadać trzeba się z nimi utożsamiać. Odważę się powiedzieć widząc go wiele razy i słuchając i rozmawiając tak bardzo osobiście, że ten nurt identyfikacji, którego się sam też uczyłem z jego życia był bardzo czytelny. Aż nadto był po prostu kapłański. To co można było z nim przeżywać to była wiara i miłość I to, o kim z nim można było rozmawiać to Bóg-Jezus. Zawsze tak było. Zawsze w pokoju serca z głębi, w ufności. Próbujmy się dzisiaj nakarmić Jezusem i tym znakiem pokornego świadectwa, które nam zostawił ksiądz infułat. Takim pięknym echem Jezusowego życia w Nim, bo coż więcej człowiek może? I myślę że nic więcej nie jest potrzebne żeby żyć jak Jezus i umrzeć jak Jezus. Wtedy życie jest piękne i śmierć nie jest porażająca.